wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 5



- Nie wierzę, że wolny dzień przeznaczyłeś na pójście do szkoły – śmiał się mój ojciec patrząc w wsteczne lusterko na Michała. Patrzyłam się przed siebie próbując dowiedzieć się skąd się znają. Za duża różnica wieku, żeby od tak zaczęli się przyjaźnić.
- Musiałem ustalić dokładnie terminy egzaminów inaczej bym siedział w domu. A ty co? Odwozisz dzieciaki do szkoły – zaśmiał się. – Poza tym mogłem poznać twoją córkę. – Zacisnęłam szczękę. – Nie wspominałeś, że będzie tu chodziła do szkoły.
- Nie? Widocznie zapomniałem – odpowiedział mu. Potem temat zmienił się na siatkówkę i już byłam pewna, że Michał gra z tatą w jednym klubie. Na moje szczęście nie wspominali już o mnie więc mogłam się wyłączyć. Kiedy się ocknęłam ojciec parkował samochód na podjeździe. Nawet nie wiem kiedy zdążyliśmy odwieźć Michała. Wyszłam powoli z wozu, a Dominika złapała mnie za rękę i zaciągnęła do domu. Rozebrałam się i zaniosłam torbę do pokoju po czym zeszłam na dół gdzie Iwona już nakładała wszystkim obiad. Zjadłam najszybciej jak potrafiłam i pobiegłam na górę mówiąc, że mam dużo zadane. Zasiadłam przy biurku i wyjęłam podręczniki. Przekartkowałam zeszyty i zabrałam się najpierw za matematykę.
Z pokoju wyłoniłam się dopiero po dwudziestej ale tylko po to by się umyć i z powrotem do niego wróciłam. Usiadłam na łóżku i oparłam się plecami o ścianę. Wzięłam telefon do ręki i zaczęłam przeglądać smsy od Adama.
- Zdałam! – krzyknęłam kiedy tylko wyszłam na parking przed budynkiem WORD-u. Pomachałam jeszcze papierkiem i chwilę potem znalazłam się w silnych ramionach Adama.
- Gratuluję! – powiedział po czym mnie mocno pocałował. Uściskałam jeszcze mamę a potem Martę podczas gdy Adam oglądał papierek.
- No to teraz ty będziesz nas wozić, co nie siostra? – zaśmiał się szturchając Martę w żebra.
- No, a jak! To co, dzisiaj świętujemy? – spytała moja przyjaciółka patrząc na wszystkich.
- Jutro macie szkołę – przypomniała nam moja mama zakładając ręce na piersi.
- Po jednym piwku nie zaszkodzi – zaśmiał się Adam i objął mnie ramieniem. Wszyscy skierowaliśmy się do samochodu. Ja z Adasiem usiedliśmy z tyłu a Marta z przodu. Wracając do domu wstąpiliśmy jeszcze do McDonalda gdzie zjadłam frytki z lodami i polewą czekoladową, a potem wstąpiliśmy jeszcze do sklepu po jakieś piwo i chipsy. Potem siedzieliśmy razem z moim dziadkiem, bo babcia poszła na plotki do sąsiadki, w moim salonie i rozmawialiśmy.
- Nie wiem czy będę chciał, żebyś mnie woziła. A jak mnie zabijesz czy coś? – zaśmiał się Adam, spojrzałam na niego z politowaniem, a ten tylko przytulił mnie i pocałował w czoło.
Zamrugałam parę razy i otarłam mokre od łez policzki. Po cholerę ja robiłam te głupie prawo jazdy?! Wszyscy mówili, że to takie przydatne i nie będę zdana na łaskę innych. Rzuciłam telefonem o ścianę i ukryłam twarz w poduszce. Zaczęłam szlochać. Czemu tak bardzo wtedy chciałam jechać?! Nagle usłyszałam pukanie do drwi. Stłumiłam kolejny szloch ale nie podniosłam głowy i nawet się nie odezwałam. Może pomyślą, że śpię?
- Można? – usłyszałam głos taty. Pociągnęłam nosem i bardziej nakryłam się kołdrą. – Lenka, wszystko w porządku? Słyszeliśmy jakiś hałas – poczułam , że materac się ugina, a następnie rękę ojca na ramieniu.
- Tak – odpowiedziałam dławiąc się łzami.
- Chcieliśmy z tobą porozmawiać – usłyszałam też Iwonę. Wtedy też podniosłam głowę i dostrzegłam, że ona nadal stoi przy drzwiach ze zmartwioną miną. Trzymała się na dystans. Otarłam jeszcze raz oczy i policzki i usiadłam.
- O co chodzi? – spytałam.
- Długo rozmawialiśmy z Iwoną – tata spojrzał na żonę i znów na mnie – i doszliśmy razem do wniosku, że powinniśmy zapisać cię do psychologa – urwał. Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Nie jestem żadną wariatką nie potrzebuję psychologa!
- Co?! – powiedziałam głośniej niż zamierzałam.
- Uważamy, że on lepiej Ci pomoże niż my. Ja sam kiedyś straciłem przyjaciela i do tej pory nie mogę się z tym pogodzić ale powinnaś porozmawiać z kimś kto zrozumie twoje…
- Nikt mnie nie zrozumie! – krzyknęłam podnosząc się z łóżka.
- Spokojnie – powiedziała Iwona podchodząc do mnie.
- Nie! Nie uspokoję się! Chcecie mnie wysłać do psychiatryka?! Nie jestem żadną wariatką!
- Lena… - zaczął ojciec.
- Nie jestem wariatką – szepnęłam obejmując się ramionami. Miałam wrażenie, że zaraz rozpadnę się na małe kawałeczki. Iwona podeszła do mnie i przytuliła ostrożnie do siebie. Wtuliłam się w nią. Nie chciałam, żeby wysyłali mnie na żadną terapię! Nie chcę się zwierzać z moich problemów obcym ludziom dla których nic nie znaczę! – Proszę! Proszę nie wysyłajcie mnie na .. – zaczęłam ale znów się rozpłakałam. Iwona przytuliła mnie mocniej i zaczęła głaskać po głowie.
- Już spokojnie! – powiedziała cicho. Westchnęła. – Jeśli nie chcesz to nigdzie cię nie wyślemy. Po prostu … - zaczęła ale nie skończyła.
- Przepraszamy – powiedział cicho tata głaszcząc mnie po plecach.
- Zostawię was samych – powiedziała Iwona i lekko mnie od siebie odsunęła. Otarłam łzy wierzchem dłoni i usiadłam koło ojca na łóżku. Szybko mnie do siebie przytulił.
- Przepraszam jeśli Cię tym uraziliśmy. Po prostu pomyśleliśmy, że przed kimś obcym bardziej się otworzysz i …
- Nie chcę rozmawiać z kimś obcym o moich problemach – odpowiedziałam mu pociągając nosem. Przez kilka minut siedzieliśmy w ciszy. Z jednej strony cieszyłam się że oboje się o mnie martwią ale z drugiej strony byłam zła na nich, że chcieli mnie od razu wysłać do psychologa tylko dlatego, że jeszcze nie jestem gotowa z nimi rozmawiać o tamtym wydarzeniu. – Ja .. – odchrząknęłam – Jeśli … Naprawdę doceniam to jak się o mnie martwicie ale ja … ja nie jestem w stanie jeszcze o tym rozmawiać – dodałam cicho.
- Rozumiem – ojciec kiwnął głową. – Ale … Chciałbym, żebyś wiedziała, że możesz na nas liczyć i przyjść do nas z każdą sprawą. Mówiłem ci już to ale po prostu chcę, żebyś wiedziała, że masz w nas oparcie. Cała nasza czwórka chce cię poznać bliżej. Jesteś moją córką a prawie nic o sobie nie wiemy. – Uśmiechnęłam się pod nosem. Z jednej strony to prawda.
- Pewnie chciałbyś, żebym była taka jak wtedy – szepnęłam. Nie odpowiadał ale ja znałam odpowiedź. Sama bym chciała być tamtą nastolatką. Niestety tak już nigdy nie będzie. – Mówiłeś, że sam straciłeś przyjaciela.. – zaczęłam przypominając sobie co mówił wcześniej. Spojrzałam na niego. Na ustach błąkał się słaby uśmiech ale w oczach szkliły się łzy.
- Taak… Miał na imię Arek.
- Co się stało?
- Jechał razem z żoną do Włoch. Miał tam grać od nowego sezonu niestety mieli wypadek. Arek zginął na miejscu – mówił o tym spokojnie ale po policzkach popłynęły mu łzy. Nadal to przeżywa. W moich oczach także zebrały się łzy i popłynęły po policzkach.
- Ale ty go nie zabiłeś …


****
Witam z nowym rozdziałem :D. Trochę krótki ale ich rozmowę chciałam umieścić w nowym rozdziale. 
Jak tam wakacje? Ja w przyszłym tygodniu jadę na wakacje ze znajomymi :D
Pozdrawiam! 

7 komentarzy:

  1. o cholerka, no nieźle
    krótki ale treściwy
    biedna Lenka, mam nadzieję, że się otrząśnie w końcu
    czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurka. Ciekawe czy Lena otworzy sie przed Krzyśkiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny blog, rozdział i wg. Popłakałam się, zostaje do końca :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. DarkFace ewoluowała na Azraela i zaprasza na coś nowego ;)
    http://odrzucona-pokochana.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Szalona ja, nadmiar weny nadal daje o sobie znać.
    Włodarczyk, Conte i Wrona
    Kto jest kim?
    Sprawdź sama :)
    http://bajkowe-uniesienie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Może nie siatkarsko, ale serdecznie zapraszam na moją opowieść. Zupełnie inna niż pozostałe, jednak mam nadzieję, że się spodoba :)
    Estella i Casper już czekają :)
    http://tamed-devil.blogspot.com/2016/01/prolog.html

    OdpowiedzUsuń